poniedziałek, 28 lipca 2014

Prawdziwe piekło

Prawdziwe piekło to nie ognie piekielne, niekończące się tortury, gotowanie w kotle czy gnębienie psychiczne polegające na krzyczeniu: "Ale grubas" "Ale brzydka" "Ty Tusku". Nie jest to powtórne przeżywanie najgorszych chwil swojego życia.

Prawdziwe piekło to żyć sam, bez nikogo kto o ciebie zadba, bez nikogo kto po tobie uroni łezkę czy chociażby zakopie twoje ciało.
Prawdziwe piekło to przeżyć wszystkich kogo się znało.
Prawdziwe piekło to wychować się w patologicznym domu gdzie ojciec pije a matka ma cię w dupie.
Prawdziwe piekło to zostać sprzedanym przez własnych rodziców w zakresie usług seksualnych.
Prawdziwe piekło to nigdy nie zaznać odrobiny dobroci, radości czy szczęścia.

Piekło nie istnieje nigdzie indziej niż tu na ziemi.
Na pocieszenie powiem że niebo nie istnieje nigdzie indziej niż tu na ziemi.

Dlaczego o tym piszę o 3:00?
W celu uświadomienia was że granica między piekłem a niebem jest bardzo cienka.
Macie internet, laptopa, telefon komórkowy, leżycie sobie w łóżeczku o tej porze.

A zaledwie kilka, kilkanaście kilometrów stąd jakieś dziecko jest bite przez pijanego ojca. Albo patrzy na zakrwawioną/posiniaczoną matkę. Lub modli się aby pijane wrzaski nie zamieniły się w coś gorszego
W promieniu kilkudziesięciu kilometrów ktoś właśnie jest gwałcony.
W najbliższych kilkuset kilometrach ktoś zabija kogoś.
A w ciągu paru tysięcy kilometrów ludzie umierają marząc o kropelce wody albo żeby przestały bomby wybuchać.

Dzisiaj bez muzyki. Zapraszam do przemyśleń.

środa, 23 lipca 2014

Do myślenia.

 Cześć wszystkim. Ostatnio przypomniała mi się jedna dosyć ważna w życiu rzecz, którą usłyszałem od jednej znanej mi osoby. Wymyśliłem do tego krótkie "coś" do przemyśleń. Może trochę wulgarne ale jednak zapraszam do przemyśleń.

 Jeżeli twierdzisz, że związek to "wyższe stadium" przyjaźni a jesteś głupim chujem albo wredną suką, lub jeżeli nie rozumiesz na czym polega przyjaźń to nigdy nie utworzysz dobrego związku.

Jak ktoś pomyśli nad tym... czy coś... cokolwiek to będzie mi bardzo miło (:

W poprzednim poście zapomniałem o muzyce :(
Dosyć stara, ale wciąż kocham jej słuchać.


czwartek, 10 lipca 2014

Małe zmiany na blogu :>

 Hej wszystkim. Widzę, że wyświetlenia bloga, jak i postów się jako tako nabijają, co bardzo mnie cieszy.
Dobra, przejdźmy do tego co chciałem napisać. Jako, że moja wena jest z każdym momentem większa posty będą pojawiać się trochę częściej. Mniej śpię, więcej piszę, rysuję i jem :)
 Pod każdym postem będę publikował "kącik muzyczny", czyli utwór, którego akurat słucham, albo taki, jaki akurat będzie pasować do napisanego wcześniej tekstu. Może ktoś z czytelników polubi któryś z zespołów.
 Wiem, że informacje bardzo krótkie, ale tylko to chciałem przekazać :>

Kąciki muzyczne zaczniemy od:


piątek, 4 lipca 2014

Moja... wena?

 Budzisz się późno w nocy, zastanawiasz się chwilę dlaczego... i przychodzi wena. Większość "normalnych" ludzi położyłaby się dalej spać i zapomniałaby o tym, o czym myślała w tamtym momencie. Ale mój mózg działa troszeczkę inaczej. Przychodzi wena, do weny dochodzi myśl "Dlaczego by nie napisać tego w nocy, przecież już jest prawie rano, to w najgorszym wypadku zasnę przy pisaniu, ale będę miał to co chciałem"
 Wstaję, włączam komputer i zaczynam pisać, wylewać to co w danym momencie przychodzi mi do głowy na e-papier. Zwykle popijam do tego colę i zajadam się ciastkami. Zdrowe odżywianie to przecież podstawa (: Te dwa produkty potęgują jeszcze moją wyobraźnię. Czy to rysunek, czy jakieś opowiadanie, cokolwiek to jakieś 100% z tego piszę w nocy. Inaczej nie umiem.

A mnie też zbawisz?


 Na dworze już świta a ja jestem świeżo po obejrzeniu filmu "Zbaw nas ode złego", i jestem pozytywnie zaskoczony. Nie wiedziałem nawet, że na niego pójdę, ale nagle naszła mnie dziwna ochota na pójście do kina, a że nigdy nie wiem co obejrzeć, więc wybrałem chyba jedyny grany w tym momencie horror. Wybrałem najpóźniejszą możliwą godzinę, żeby jeszcze bardziej się przestraszyć... oczywiście nie znałem nikogo kto powiedziałby mi, że ten pomysł w połączeniu z tym filmem jest jedną z gorszych rzeczy jaką można zrobić. Późniejsze wracanie w nocy ulicami miasta do domu na nogach (bo oczywiście nic nie jeździło) było bardzo... ciekawym doświadczeniem...


 Pierwsze kilka scen nie zapowiadało tego jako dobry horror... co także okazało się błędne. Jest to jeden z lepszych, i co ważniejsze straszniejszych horrorów jakie kiedykolwiek widziałem. Cały czas trzymający w napięciu, chociaż dla niektórych na pewno bardzo przewidywalny, szczególnie dla osób, które do "strasznych" twarzy wyskakujących w najmniej odpowiednim momencie filmu przywykły.
Dlaczego strasznych wziąłem w cudzysłów? Już wyjaśniam. Osobiście uważam, że tylko jedna była straszna, ale to tylko dlatego, że boję się clownów, a i tak większość filmu przesiedziałem modląc się w duszy żeby tylko nic nie wyskoczyło bo się posikam... Litr coli do kina to chyba jednak za dużo, a jednak i tak zawsze go kupuję... tak dla zasady (:
Dziwne dla mnie była tylko jedna rzecz... Zauważyłem wątek, którego nigdy wcześniej nie widziałem w chyba żadnym filmie, chociaż przewijał się przez setki, których obejrzałem. Wątek nieszczęśliwej rodziny. Ojciec zajmujący się tylko pracą, nie zwracający uwagi na żonę i córkę. Fajnie, że chociaż raz na coś takiego zwróciłem uwagę.



 Nie będę już tutaj pisał właściwie o niczym, bo chyba napisałem już o tym, o czym chciałem. Jak ktoś lubi porządną dawkę emocji, lub ewentualnie kisielu w gaciach, to proszę bardzo, oglądać. Jak najbardziej warto się wybrać na niego do kina.
... I zbaw nas ode złego, Amen