Jeden z kilku tekstów, po których przeczytaniu
ludzie mówią mi, że jestem chory psychicznie.
Odkąd skończyłem 12 lat mam problemy z oddychaniem. Lekarze mówili, że przejdzie, że to okres dojrzewania. Ja im nie wierzyłem. Zawsze gdy przechodziłem obok osoby palącej moje płuca kurczyły się do tak małej wielkości, że mogłem nabrać tylko mały oddech, żeby przejść dalej. Mówiłem ciągle rodzicom, żeby wzięli mnie do lekarza, ale oni mieli mnie w dupie, byli po stronie tych cweli w białych fartuchach.
W szkole było podobnie, wszyscy nauczyciele mówili, że udaję żeby pójść do domu. W liceum nauczyciele byli lepsi, ale za to koledzy... Nabijali się ze mnie dmuchając mi dymem w twarz. Raz jednego uderzyłem, ale jego dwóch przydupasów pobiło mnie tak, że trafiłem do szpitala ze złamaniem ręki i rozbitym nosem. Przypomniałem sobie, że mam kuzyna chirurga, na którym zawsze mogłem polegać. Poszedłem do niego i poprosiłem o młotek i jakiś duży skalpel. Spytał się po co mi duży skalpel. Ja bez słowa zabrałem mu go z ręki i pobiegłem do domu. Właśnie teraz rozbijam swoje żebra, żeby dostać się do płuc. Nie boli, ale przecinanie skóry w tym miejscu bolało jak cholera. Zatapiam zimny skalpel w swoim płucu. Nareszcie odetchnąłem, płuca rozcięte na pół. Od zawsze czekałem na tą chwilę. Kiedy to czytasz, leżę pewnie dalej w domu. Kto by się interesował takim człowiekiem jak ja.
Mam nadzieję, że ktokolwiek to przeczytał.
Jak znalazły się takie osoby to gratulację.
To cześć